Rozdział 10



- Nie wierzę! - Violet zakrywa usta dłonią w zaskoczeniu, kiedy opowiadam jej o mojej sobocie z Harry'm. Jej szeroko otwarte oczy lśnią. - Dlaczego nic mi nie powiedziałaś przez telefon wczoraj?

Wieczorem zadzwoniłam do Violet, aby powiedzieć jej o porannych odwiedzinach James'a, dzięki którym dowiedziałam się trochę więcej o nim. Nawet nie rozważałam takiej opcji, że jego bratem jest mężczyzna, którego Harry pobił tamtej nocy. A jednak, jest nim.

- To nie była rozmowa na telefon - wzdycham zirytowana przypominając sobie imprezę w bractwie. Teraz siedząc na stołówce rozglądam się i mogę śmiało wskazać kilka osób, które tam były.

- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że najpierw James cię wystawił, potem przyszedł Styles i cię zabrał na siłownię - Violet gada jak najęta. - A potem na imprezę do bractwa? - akcentuje ostatnie słowa, jakby sama w nie nie mogła uwierzyć.

Mimika twarzy blondynki mnie zaskakuje. Jest tak wstrząśnięta tym, co jej powiedziałam, że jej źrenice powiększają się.

- Dokładnie.

- I Harry cię pocałował - powtarza to jak mantrę. - Na drugi dzień przyszedł James, który też cię pocałował?! - Violet wygląda na nieudolną do poskładania faktów w całość.

Tak. Wczoraj pod koniec wizyty bruneta w moim mieszkaniu, pocałował mnie lekko w usta na pożegnanie. Nie oponowałam; dlaczego miałabym? James jest normalny. Poza tym to było tylko niepozorne cmoknięcie.

- Dziewczyno, twoje życie jest bardziej interesujące niż na to wygląda - blondynka śmieje się, a ja biorę dużego gryza jabłka.

- Nie ważne, opowiedz jak było ze Styles'em? - prawie dławię się na jej słowa.

Co mam jej opowiadać? Wolałabym o tym zapomnieć.

- Jak miało być? - parskam.

- Nie wiem - dziewczyna chichocze. - On ma dwadzieścia trzy lata, jest bardzo, bardzo przystojny i tajemniczy. W dodatku budzi w sobie respekt.

- Respekt? - śmieję się z pogardą. - Proszę cię.

Naszą rozmowę przerywa dosiadający się do nas James. Wita się ze mną buziakiem w policzek, na co delikatnie się rumienię. Violet próbuje stłumić chichot, jednak nie daje sobie z tym rady.

Speszony sytuacją brunet zajmuje miejsce naprzeciwko mnie i wyjmuje ze swojej torby grubą książkę od historii. Wywracam oczami, kiedy przypominam sobie o zadanym materiale do przeczytania.

Chłopak szybko otwiera podręcznik z którego wylatuje jakaś karteczka. Trafia ona przed ręce Violet, więc dziewczyna bierze ją i czyta. Kątem oka widzę, że jest to ulotka.

- Poniedziałek, 21 listopada - dziewczyna czyta obojętnym tonem treść znajdującą się na papierku. - Bitwa Styles vs. Olivier - dodaje ze skwaszoną miną, po czym spogląda na James'a. - To dzisiaj.

Bitwa?

- Daj - James wyciąga rękę, żeby zabrać ulotkę od dziewczyny, za to ona tylko się cofa.

- Twój brat ma dzisiaj bitwę z Harry'm? - Violet wytrzeszcza oczy.

Brunet potakuje i zgniata kolorową ulotkę.

- Idziemy tam - blondynka mówi podekscytowana trącając mnie ramieniem.

- Za żadne skarby! - zaprzeczam trochę za głośno. Patrzę przed siebie i krew mrozi mi się w żyłach, kiedy widzę na sobie wzrok Zayn'a. To jest naprawdę przerażające, że za każdym razem jak go spotykam, on próbuje mnie zabić spojrzeniem.

Wzdycham zirytowana i spuszczam oczy na moje dłonie.

❁ ❁ ❁

Ja i Violet podążamy za James'em w celu wejścia przez tylne drzwi do jakiegoś obskurnego klubu. Sama nie wiem dlaczego dałam się na to zaciągnąć; jest dwudziesta pierwsza, powinnam się uczyć.

- Jesteś na każdej walce brata? - Violet pyta się bruneta. Ja również jestem tego ciekawa.

- Tak.

Mój żołądek się skręca, kiedy wchodzimy do środka. Jesteśmy w białym, ostro oświetlonym korytarzu. Po obu stronach znajdują się drzwi do pokoi, które jak mniemam są przebieralniami czy coś w tym rodzaju. Z równowagi wytrąca mnie półnaga dziewczyna wychodząca z jednego pomieszczenia razem z obleśnym facetem.

Kolejny raz wątpię w moje przekonanie, kiedy słyszę jęki dochodzące z drzwi obok mnie.

- Musimy tylko przejść przez tą część, żeby dostać się na tyły ringu - James uspokoja nas, kiedy widzi naszą reakcję.

- Nigdy nie pomyślałabym, że kiedykolwiek tutaj zawitam - Violet śmieje się.

Dowiaduję się, że jesteśmy w klubie własności nikogo innego, niż samego Robina Devall'a. Nie zajmuje się on tylko nielegalną sprzedażą narkotyków, ale również nielegalnymi walkami oraz jakby to nazwać... Prowadzi dom publiczny.

Czuję olbrzymi wstręt do tego miejsca.

James popycha duże, szare drzwi i wchodzimy do bardziej zaludnionej części klubu. Zaczyna boleć mnie głowa od głośnej, dudniącej muzyki i spoconych osób stojących pod ringiem. Jest tu trochę ciemno i duszno.

Podchodzimy z brunetem pod sam ring, mimo że jest to bardzo utrudnione zadanie ze względu na dużą ilość przepychających się ludzi. Nigdy nie zrozumiem tego całego szumu wokół walk bokserskich.

- Powinienem iść zobaczyć co u Thomasa, ale zaczekam z wami aż wejdą - James mówi.

Chwilę później salę wypełniają piski dziewczyn i okrzyki mężczyzn, którzy zakładają się kto wygra. Wzdycham i wymieniam spojrzenie z Violet, która zresztą jest bardzo podekscytowana.

Na ring wchodzi mężczyzna zapowiadający walkę, a za nim Styles i brat James'a. Serce bije mi mocniej, kiedy widzę go ubranego w czarne spodenki bokserskie.

- Pierwszy raz jestem na takiej bitwie - Violet krzyczy do mnie, na co jej przytakuję. To również jest mój debiut.

Rzucam szybkie spojrzenie na bruneta, który wygląda na bardzo zdenerwowanego. Musi bardzo kochać swojego brata, jeśli się o niego tak troszczy.

- Całe szczęście, że Styles nie jest zbyt dyspozycyjny - James nachyla się ku nam i nawiązuje do jego rany na brzuchu, która wygląda naprawdę źle.

- Myślę, że to nie powstrzyma go przed zbiciem twojego brata na kwaśne jabłko - Violet dogryza chłopakowi; zauważam, że zbyt mocno stoi po stronie Styles'a.

Słyszę głośny dzwonek i widzę, jak dwójka mężczyzn na ringu zaczyna się bić. Brat James'a, Thomas, wygląda dokładnie tak samo, jak go zapamiętałam. Jest wysoki i bardzo, bardzo dobrze zbudowany.

Styles dostaje od niego w brzuch, przez co sie zgina. Nie chcę patrzeć na dalszy rozwój wydarzeń, więc po prostu zamykam oczy.

Otwieram je po chwili, kiedy czuję czyjąś dłoń ściskającą moją pupę. Odwracam się z zamiarem spoliczkowania tej osoby, i tak robię.

- Zadziorna jesteś! - niebieskooki trzyma się za policzek.

Louis Tomlinson, jak dobrze pamiętam.

- Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, to pożałujesz - mówię wrednym tonem.

- Spokojnie, jestem tu tylko, żeby zobaczyć jak mój chłopiec daje sobie radę w walce - zwraca się do mnie i podnosi ręce w obronnym geście.

Odnoszę dziwne wrażenie, że mówiąc mój chłopiec, miał na myśli Styles'a. Nie mylę się.

Całą walkę spędziłam gapiąc się na telefon, ignorując komentarze Violet w moją stronę. Ona, w przeciwieństwie do mnie "podziwiała" dwóch, okładających się mężczyzn. Kiedy komentator ogłosił zwycięstwo Harry'ego Styles'a, podniosłam głowę. James schował twarz w rękach i tupał niespokojnie stopami.

Tomlinson stoi ciągle za mną i mam ochotę uciec, kiedy woła szatyna z ringu.

Styles potrząsa rękę sędziego i idzie w naszym kierunku. Mruży oczy, kiedy mnie widzi. Przyśpiesza kroku i ze złością zrzuca rękawice bokserskie ze swoich dłoni. Jego pięści są zaciśnięte, a ja odwracam się i naprawdę chcę uciec; niestety, Tomlinson blokuje mi przejście.

Harry przeciąga liny ringu i zeskakuje na podłogę. Violet chwyta mnie za rękę i mocno ściska.

Szatyn podchodzi do James'a i chwyta go za koszulkę, mocno podciągając do siebie.

- Dlaczego, do kurwy, ją tu przyprowadziłeś?! - mężczyzna warczy na przerażonego bruneta. Widać pulsującą żyłę na jego spoconej szyi.

- On go zabije - Violet szepcze do mnie w przerażeniu.

Czuję, jak ktoś mnie odsuwa i wymija. Tomlinson podchodzi do Styles'a i odpycha go od James'a.

Wszyscy jesteśmy zbyt blisko siebie. Jest mi duszno i niedobrze.

Próbuję powiedzieć coś do James'a, jednak nie jestem w stanie, ponieważ brunet odchodzi w głąb tłumu. Zamiast tego stoję przed Harry'm, który piorunuje mnie wzrokiem.

Jest mi niezręcznie, więc odwracam się w poszukiwaniu Violet, której też nie ma. Co do cholery? Przed chwilą tu stała.

Obaj mężczyźni niezbyt dyskretnie się na mnie gapią.

- Co? - warczę do nich. Działają mi na nerwy.

- Lilith, nie powinno cię tu być - szatyn podchodzi bliżej mnie. Dzieli nas dosłownie kilka centymetrów. Nie jest już taki nerwowy, jaki był chwilę temu atakując James'a.

- Jesteś ostatnią osobą, która będzie mi mówić, gdzie mam być - odgryzam się nie spuszczając wzroku z jego oczu.

Harry śmieje się z moich słów. Mam ochotę go uderzyć, ale powstrzymuję się.

- Chodź ze mną - dwudziestotrzylatek chwyta moją rękę, a ja ją wyszarpuję. Słysze zabawny śmiech Louis'a, który stoi za Styles'em i uważnie nas obserwuje.

- Jeśli nie chcesz tak - Harry mówi i niespodziewanie kładzie ręce na moim tyłku, podnosząc mnie do góry i przewieszając sobie przez ramię. - Zrobimy tak.

Jestem oszołomiona i zdezorientowana; próbuję się wyrwać i uderzam go po plecach. Grożę mu nawet policją, jednak Harry idzie przeciskając się przez tłum (lekko zdziwiony naszym widokiem) nie słuchając mnie.

Jestem zła na James'a, że znowu mnie zostawił i na Violet, która również zniknęła.

Styles ze mną na ramieniu wchodzi przez jakieś drzwi i zamyka je. Nie jestem w stanie dokładnie określić naszej lokalizacji, jednak jest tutaj cicho i jasno.

Nie boję się szatyna. Wiem, że nie zrobi mi krzywdy, ponieważ podświadomie czuję, że mnie lubi.

- Usiądź, ja się przebiorę - mówi stawiając mnie na podłogę. Przez chwilę chwieję się na nogach, po czym siadam na dużej, miękkiej kanapie.

Jestem w jasnym pokoju o dużej ilości luster. Jest tu szafa, porozwalane wszędzie ubrania i drzwi do toalety.

- Twoje nie zbliżanie się do mnie ci nie wychodzi - mówię po chwili do szatyna. Jestem naprawdę podirytowana.

- Mogę powiedzieć to samo o tobie - odgryza się. - Po prostu nigdy więcej nie przychodź do tego klubu. Tu aż roi się od zboczonych oblechów - prycha.

- Może gustuję w zboczonych oblechach - mówię z ironią w głosie, testując go.

- Jak chcesz, mogę ci tu załatwić pracę jako pani do towarzystwa - szatyn puszcza mi oko, a ja mimowolnie się śmieje.

To jest naprawde dziwne, jak dwie osoby mogą zmieniać się w swoim towarzystwie. Na początku miałam ochotę zabić Styles'a, za to teraz naprawdę dobrze się przy nim czuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz