Rozdział 5



- Nie odzywaj się do mnie - mówię do Violet z nikłym uśmieszkiem na mojej twarzy. Chcę jej uświadomić, że zachowała się wczoraj beznadziejnie.

- Wiem - mruczy tonem pełnym poczucia winy. - Suzie tak nagle straciła przytomność, jest taka chuda - zaczyna się tłumaczyć. - Kiedy zawiozłyśmy ją z Kate do szpitala, wróciłyśmy do klubu, ale ciebie już nie było.

- Tak, prawie zginęłam - wyrzucam z siebie lekko dramatycznie.

- Co?! - Violet podchodzi bliżej mnie z przerażeniem w oczach.

- Długa historia - kręcę głową. - Z Suzie wszystko dobrze? - pytam się, aby zmienić temat.

- Osłabienie organizmu - dziewczyna potakuje i wchodzimy do sali na zajęcia.

Interpretowanie norm prawnych z przepisów wcale nie jest takie proste, jakie mogłoby się wydawać. Siedzę wpatrzona w kodeks i wypisuję kolejno jak rozumiem dany tekst.

Czuję, jak ktoś kopie moje krzesło. Marszczę brwi i odwracam się wytrącona z równowagi.

- Pożyczyłabyś mi długopis? Mój się wypisał - mówi do mnie szeptem chłopak. Ma ciemnobrązowe włosy zaczesane do góry, jak Styles. Ale od jego uśmiechu oraz brązowych oczu emituje pozytywna energia, a nie negatywna.

- Jasne - uśmiecham się do niego podając przedmiot.

- James - podaje mi rękę, a ja ją ściskam, przedstawiając się. Rozglądam się po sali i wzdycham z ulgą, kiedy widzę pochłoniętą czymś panią profesor oraz kilka rozmawiających ze sobą grupek. Bałam się, że moja krótka wymiana słów z chłopakiem może przeszkadzać.

- Widziałem cię wczoraj w Carouse - odparł szybko.

Uśmiecham się szerzej i czuję, jak moje policzki nabierają jasno różowej barwy. Miło jest być zauważonym.

- Ja niestety zbyt dużo osób wczoraj nie poznałam - kręcę głową z robawieniem. Kątem oka zauważam, jak Violet przepisuje moje odpowiedzi na swoją kartkę. Sprytna jest.

Po chwili blondynka przysuwa się do mnie i opiera łokcie na ławce chłopaka, która znajdowała się wyżej, ponieważ byliśmy w auli.

- Siema - rzuca obojętnie do James'a. Wydaje mi się, że się znają.

Naszą rozmowę przerywa profesorka oznajmiająca o końcu zajęć. Dzisiaj było luźno i mam nadzieję, że ten dzień nie przyniesie mi żadnej niechcianej niespodzianki.

Wychodząc z sali czuję na sobie wzrok James'a. Idzie nawet w kierunku moim i blondynki, ale zostaje zatrzymany przez jakąś dziewczynę.

Dłoń Violet ląduje na moim ramieniu, a ona sama wygląda, jakby dostała jakiegoś przebłysku.

- Jestem genialna - dziewczyna patrzy się pusto w przestrzeń i kiwa głową z zachwytem. Unoszę brew i czekam, aż podzieli się ze mną jej wspaniałymi przemyśleniami.

- Na zajęciach dużo o tym myślałam - mówi szybko. - O Stylesie.

- Już mi o nim nic nie mów - wzdycham.

- Ale tu też chodzi o mojego brata! - przyznaje się. - Martwię się - spuszcza wzrok zażenowana z powodu wyznania troski o brata. - Dzisiaj przy śniadaniu widziałam, jak dostał esemesa. Właśnie od Harry'ego.

- Przecież się znają, to nic dziwnego, że piszą ze sobą - wzruszam ramionami. Naprawdę nie mam ochoty rozmawiać o moim psychicznym sąsiedzie.

- Lily, zrozum. Boję się, że Niall może być w coś zamieszany - blondynka przeskakuje z nogi na nogę. - Mam do ciebie prośbę.

Słysząc te słowa, już mam ochotę uciekać.

- Nie znam Styles'a, ale wczoraj wydawało mi się, że cię polubił. Postawił ci drinka.

Więc Violet obserwowała mnie chwilę wczoraj w klubie. Mam ochotę ją zabić.

- On jest serio chory umysłowo - mówię z wyrzutem.

- Jednak nadal jesteś jego sąsiadką - Violet kontynuuje, nie zważając na moją skwaszoną minę. - Gdybyś się do niego zbliżyła? Wiesz, plotki plotkami, nie znamy go.

- W jakim celu miałabym to robić? - patrzę na nią jak na idiotkę.

Czy ona postradała zmysły?

- No... - nie wie co powiedzieć. - Żeby dowiedzieć się choćby ziarnka prawdy o nim i tej całej ich paczce.

Paczce? To jest jakaś paczka?

- Sorry, ale nie jestem samobójcą - mówię twardo zapinając moja kurtkę aż pod samą szyję. Idę z blondynką do pizzerii zjeść obiad.

Violet marszczy czoło słysząc moje słowa.

- Słuchaj, może wczoraj przesadziłyśmy, mówiąc jaki jest zły. Plotki nigdy nie są stu procentową prawda, czasami są całe zmyś-

Przerywam jej.

- Violet! - podnoszę na nią głos. - Ten człowiek wczoraj zaproponował, że odwiezie mnie do domu. Zgodziłam się, był moją ostatnią deską ratunku - mówię, posyłając jej znaczące spojrzenie. - Ale zamiast jechać do domu, podjechał pod jakiś pieprzony burdel, żeby kogoś pobić - mój głos załamuje się.

Dziewczyna szybko mruga i wygląda, jakby jeszcze nie przetrawiła moich słów.

- I teraz kurwa nie wiem, czy byłam świadkiem zabójstwa, czy pierdolonej bójki - zniżam mój ton, aby nie zwracać uwagi przechodniów.

Wchodzimy do restauracji i zamawiamy dużą pizzę. Violet przeprasza mnie, że w ogóle zaproponowała coś tak niedorzecznego. Uśmiecham się; w końcu nie wiedziała, że moje spotkanie ze Styles'em nie skończyło się jedynie na drinku.

Czekając na jedzenie opowiadam jej także o zdarzeniu z przed dwóch dni, kiedy Zayn Malik mnie zaatakował.

- Teraz cholernie boję się tam mieszkać - mówię jej. - Zamówiłam sobie już nawet gaz pieprzowy.

- Jezu - blondynka patrzy na mnie z przerażeniem wymalowanym na jej twarzy. - Ja bym na twoim miejscu zadzwoniła na policję i zgłosiła ich.

- Chciałam, ale...

Ale co? Nic mnie przed tym nie powstrzymuje. Wstukanie prostego numeru telefonu i opowiedzenie o wszystkim policji kosztuje mnie nic, poza odwagą. Której właśnie mi brakuje.

- Boisz się, że coś ci zrobią? - Violet kończy za mnie. Dokładnie tak.

Na pewno Styles ma już wprawę z policją, więc moje jedno zgłoszenie o zakłócaniu spokoju, nic by mu nie zrobiło.

Potakuję dziewczynie i skubie moje paznokcie. Nadal mam na nich czarny lakier, którym malowałam w domu Violet.

Słyszę charakterystyczne dzwoneczki towarzyszące otwierającym się drzwiom. Unoszę nieznacznie głowę i patrzę, kto wchodzi do pizzerii.

Chłopak o kruczoczarnych włosach wraz z szatynem rozglądają się w poszukiwaniu wolnego stolika. Jest pora obiadowa, więc restauracja jest wypełniona głodnymi ludźmi.

Przełykam ślinę i próbuję nie patrzeć na tą dwójkę, kiedy idą w naszą stronę.

Violet zauważa mój błądzący po stole wzrok i kiedy chce coś powiedzieć, mówię do niej szybko, żeby się nie odwracała.

Jak na złość, tylko nasz stolik jest w połowie wolny, a wszystkie inne zajęte. Styles i Malik stoją przy nas. Nie podnosze wzroku, aby na nich spojrzeć, ale jestem tego pewna. Czuję charakterystyczny zapach papierosów pomieszanych z męskimi perfumami.

- Harry, wygląda na to, że musimy się dosiąść do twojej uroczej sąsiadki i jej koleżanki - słyszę nad sobą miękki głos mulata. Podnoszę głowę i posyłam im ironiczny, przepełniony złością uśmiech.

Widzę jak Violet przesuwa się, ustępując miejsce dla jednego z nich. Kiedy Malik siada naprzeciwko mnie, mam ochotę ją zabić.

Zielonooki nadal stoi, czekając, aż się przesunę pod okno.

Nie mam, kurwa, zamiaru.

- Lilith, mogłabyś wykazać się choć odrobiną kultury, przesuwając swoją dupę na drugi koniec kanapy? - Harry mówi apodyktycznie do mnie, a Zayn śmieje się z jego słów.

Mam ochotę powiedzieć mu, żeby nie używał pełnej formy mojego imienia. Ale nie zasługuje, aby mówić do mnie inaczej, niż formalnie.

Ignoruję jego komentarz i przesuwam się tylko odrobinę. Styles siada bardzo blisko mnie, a nasze uda się stykają. Żałuję, że nie posłuchałam jego rady o ustąpieniu większej przestrzeni do siedzenia, więc robię to teraz.

- Podoba się wam na uczelni? - Zayn zaczyna mówić. Widzę, że Violet siedzi dosyć spięta. Nie dziwię się jej.

Ja natomiast swoją lekceważącą postawą wykazuję kompletny brak zainteresowania i niezadowolenie z ich towarzystwa.

Styles ściąga swoją skórzaną kurtkę zostając jedynie w bluzce na z krótkim rękawem. Przyłapuję się na podziwianiu jego bicepsa i tatuaży.

Sekundę później kelnerka stawia duży talerz z pokrojoną na kawałki pizzą. Jestem tak głodna, że nie przejmuję się ilością niezdrowych tłuszczy zawartych w tym daniu.

- Jak dołożymy się do rachunku, podzielicie się z nami? - Malik uśmiecha się przekonująco.

Pizza jest naprawdę duża, więc kiwam głową, a Violet rumieni się.

Mulat jest dziwnie miły, a Styles siedzi cicho. Może Zayn nie jest taki zły, jak mi się wydaje; a akcja na klatce schodowej była impulsem?

- Lilith, przepraszam - Harry przysuwa się do mnie i szepcze do ucha. Ciarki przebiegają po całym moim ciele.

Nie wiem o co mu chodzi, ale rozumiem, kiedy widzę jak patrzy się na moje delikatnie poranione dłonie od upadku.

Jestem trochę zagubiona i naprawdę nie wiem co myśleć, a tym bardziej jak się zachować, więc posyłam mu nikły, nic nie znaczący uśmiech.

Zayn to zauważa i zaraz po przełknięciu kawałka pizzy, odzywa się.

- Harry jest całkiem normalny, kiedy nie jest zaćpany na śmierć, prawda? - chłopak śmieje się, a szatyn rzuca mu mordercze spojrzenie. Nic na to nie poradzę, że też wybucham śmiechem.

- Czym się zajmujesz, Harry? - Violet mówi patrząc prosto w oczy Harry'ego.

Co ona kombinuje?

Styles kaszle dwa razy, zanim coś mówi.

- W jakim sensie?

- Nie dokończyłeś studiów - blondynka próbuje mówić na ten temat najdelikatniej, jak potrafi. - Pracujesz gdzieś?

Czy mi się tylko wydaje, czy Violet ogłupiała? Przeczuwam, że brnie w swój plan za wszelką cenę.

- Przecież Harry się bije - Zayn odpowiada za chłopaka.

- Masz jakąś bitwę w najbliższym czasie? - blondynka zwraca się do szatyna.

- Jutro z Thomas'em - mówi obojętnie.

Thomas? Tommy. Ten, o którym wtedy wspominała dziewczyna w klubie. Ten, którego pobił.

- Chyba już miałeś - prycham rozbawiona. Te słowa same ze mnie wychodzą.

Styles również uśmiecha się i posyła drugiemu chłopakowi znaczące spojrzenie.

- Kiedy załatwiłeś Tommy'ego? - Zayn nie wytrzymuje i roześmiany pyta się Harry'ego.

- Wczoraj - mówi. - Dzisiaj! - poprawia się, a jego usta wykrzywiają sie w pół uśmiechu.

Leniwie gryzę kawałek mojej pizzy i patrzę na rozmawiającą ze sobą trójkę. Nie wiem, czy coś jest ze mną nie tak, czy z pozostałymi. Jeszcze kilka godzin temu Styles'owi przyczepiłabym plakietkę psychol 1, a Malik'owi psychol 2. Teraz awansują na idiota 1 i idiota 2.

- Violet, co słychać u twojego brata? - ton Harry'ego zmienia się na arogancki i fałszywy. Oblizuje językiem swoją dolną wargę.

Patrzę zaskoczona na zmianę na chłopaka i blondynkę. Ona również nie wie co powiedzieć.

- Dobrze, tak myślę - mówi przeciągle. - Dlaczego pytasz?

- Z czystej ciekawości - Styles przeciąga się.

❁ ❁ ❁

- Nie boisz się mnie? - Harry pyta wypuszczając parę z ust.

Jest już ciemno i chłodno, a ja idę obok nieprzewidywalnego boksera i narkomana. Jestem na niego niestety skazana - wracamy z tego samego miejsca do tego samego miejsca. Ironiczne, prawda?

- Wolę iść z obstawą, niż bez - żartuję sobie.

- Nie myśl sobie, że bym cię obronił - prycha, ale w jego głosie daje się wyczuć rozbawienie. - Jestem taaaki zły - chłopak rozkłada ramiona w zabawnym geście, pokazując skalę jego bezduszności. - Mogę cię w każdej chwili zabić albo zgwałcić.

Śmieję się, a on uśmiecha. To naprawdę dziwna sytuacja.

- Ale tego nie zrobisz, nikt inny też nie - mówię. - Ponieważ wszyscy się ciebie boją - wystawiam mu język i chichoczę.

Nie wiem co rozpylili w powietrzu, w każdym razie działa, ponieważ Styles zachowuje się jak normalny człowiek.

- Skąd wiesz, że nie zrobię? - Harry zaskakuje mnie, kiedy szybkim krokiem znajduje się przede mną. Popycha mnie na mur trzymając w talii, a ja panikuję.

Doświadczam wręcz palpitacji serca.

- Tylko cię straszę - mężczyzna przygryza płatek mojego ucha, szeptając do niego.

Odpycham go zirytowana i oddycham z ulgą, na co on wybucha śmiechem.

- To nie było śmieszne, spierdalaj - przyśpieszam kroku i pokazuję mu środkowy palec.

Szczerze mówiąc, przez chwilę życie przebiegło mi przed oczami. To naprawdę nie było zabawne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz