Rozdział 3



Siedzę na dużym, miękkim łóżku Violet i maluję paznokcie na czarny kolor. Dmucham na nie dwa razy i patrzę na efekt.

- A może byśmy poszły na imprezę do Carouse? - proponuje Suzie, kolejna koleżanka Violet, wyrywając wszystkich z czynności, które robili.

Carouse, jak się dowiedziałam, jest jednym z popularniejszych klubów w tej okolicy. Podobno jest zawsze po brzegi wypełniony ludźmi, szczególnie studentami.

- Nie wiem, wczoraj byłam na bankiecie w pracy - Kate marszy czoło i ziewa. Brunetka jest z nas najstarsza, ma dwadzieścia jeden lat i pracuje jako recepcjonistka w jakiejś firmie.

- Katie, wszyscy wiedzą, że masz mocną głowę - namawia ją strasznie chuda dziewczyna. Kiedy kilka godzin wcześniej zobaczyłam Suzie po raz pierwszy, myślałam, że jest na coś poważnie chora. Wygląda jak anorektyczka. W dodatku, jest bardzo blada, co jeszcze podkreślają jej rude włosy.

- Ja jestem za! - Violet wtrąca się, przełykając kawałek kanapki z masłem orzechowym. - Lily nigdy nie była w Carouse - wzrok wszystkich pada na mnie, wyczekując ode mnie odpowiedzi.

- Eh - nie wiem co powiedzieć. - Możemy iść - wzruszam ramionami.

Wyjście do klubu było w miarę dobrym pomysłem. Siedzenie przez następne kilka godzin na łóżku Violet i obgadywanie tyłka Zac'a Efron'a z dziewczynami, nie przemawiało do mnie w dużym stopniu.

Nie, żebym nie lubiła Zac'a. Lubię go, i to jak.

Violet i Suzie wpadły w szał wybierania sukienek na dzisiejszy wieczór, a ja z Kate patrzyłyśmy się tylko na nie z przerażeniem w oczach. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Ręce Suzie tak szybko przebierały pomiędzy ubraniami w szafie blondynki, że jej palce wręcz znikały od zawrotnej szybkości.

- Cholera, Violet. Znowu nie masz nic, co byłoby na mnie dobre - rudowłosa westchnęła zrezygnowana. Wątpię, żeby jakikolwiek sklep dysponował takimi małymi rozmiarami.

Patrzę na Suzie i boję się, że zaraz jej wszystkie kości się połamią, a ona bezwładnie upadnie na podłogę.

- Jak jesteś takim szkieletem, to się nie dziw - Kate zaśmiała się.

Violet orientuje się, że nie ma odpowiednich dla nas ubrań i proponuje, żebyśmy po drodze do klubu zajechały kolejno do domu każdej z nas. Przystajemy na tą propozycję nie przejmując się, ile czasu nam to zajmie.

Jeśli mam iść do klubu w czarnych rurkach i za dużym swetrze, wolę w ogóle nie iść.

Po zrobieniu lekkiego makijażu na twarzy, schodzimy na dół spotykając oglądającego mecz w telewizji, Niall'a. Blondynka oświadcza mu, że pożycza jego samochód, a Kate będzie kierować. Chłopak niechętnie się zgodził.

- Gdzie jedziecie? - rzuca przez ramię.

- Do Carouse - dziewczyny oznajmiają.

- Oh - odwraca się. - Uważajcie na siebie, ok?

Violet burczy na słowa blondyna i po chwili znajdujemy się w jego aucie. Przypomina mi się, że blondynka miała mi opowiedzieć coś o Stylesie.

- Na co mamy uważać w tym klubie? - pytam się siedzącej obok mnie dziewczyny. Suzie i Kate siedzą z przodu.

- Ogółem, na wszystko - odwraca się Kate. - W końcu to klub.

- A przede wszystkim na chłopaków - Violet uśmiecha się do mnie. - Niall jest przewrażliwiony - blondynka machnęła ręką w lekceważącym geście.

Chcę zapytać się jej o mojego sąsiada, ale parkujemy przed szeregowcem i wysiadamy z samochodu. Całe szczęście, że Kate i Suzie mieszkają obok siebie.

❁ ❁ ❁

Obracam się wokół własnej osi i pytam dziewczyn, czy dobrze wyglądam. Skanują wzrokiem moją prostą, czarną sukienkę przed kolana; rozpuszczone, długie włosy i czarne szpilki uwydatniające moje szczupłe i długie nogi.

- Chodźmy już, bo najem sie przez ciebie jeszcze większych kompleksów - Kate uśmiecha się do mnie.

Wychodzimy z mojego mieszkania na klatkę schodową i wręcz zderzamy się z wychodzącym z naprzeciwka chłopakiem. Rzuca mi trudne do rozszyfrowania spojrzenie i schodzi schodami w dół. Stoimy przez chwile w ciszy; dziewczyny są lekko zdzwione, jak nie zdruzgotane. O co, do cholery, chodzi z tym całym Styles'em.

- Ty nie żartowałaś - Violet mowi z poważną miną.

- Współczuję ci i zazdroszczę naraz! - Suzie prycha lekko rozmarzona.

Patrzę na nie i nie mogę zrozumieć ich wyrazu twarzy. Violet wyprzedza nas i schodzi, chcąc wyjść z bloku.

- Powiedz mi teraz to, co miałas powiedzieć w domu - przypominam blondynce, kiedy jesteśmy juz w samochodzie.

- No tak, zapomniałam - śmieje się. - Więc tak, nie wiem za dużo o Harry'm - mówi szczerze. - Ale wystarczająco, żeby cię ostrzec.

- Tak, zdecydowanie ostrzec - Kate się wtrąca. Zauważyłam, że jest bardzo rozsądna.

- Styles kilka lat temu studiował na naszej uczelni. Również prawo - Violet mówi przejęta. - Ale wyrzucili go już na pierwszym roku. Chodzą plotki, że został zamknięty za nielegalny handel narkotykami.

- Bzdury, za narkotyki dostałby więcej niż pół roku - Kate wtrąca się.

Zgadzam się z nią. Za handel narkotykami zdecydowanie nie siedzi się za kratkami przez jedyne sześć miesięcy.

- No mówię, że to są plotki. Ale z drugiej strony, skąd miałby tyle pieniędzy - blondynka robi śmieszną minę na swoje usprawiedliwienie. - Kolejne pogłoski mówią, że siedział za bójkę. To jest bardziej prawdopodbne - dziewczyna wzrusza ramionami.

Fajnie mieć sąsiada z kolorową przeszłością. Aż mnie skręca na myśl, z kim mieszkam.

- Jest strasznie uzależniony od narkotyków - Suzie rumieni się.

Dlaczego ona się rumieni?

- Musicie przyznać, że jest gorący - rudowłosa wypala, na co Kate wybucha śmiechem.

- Proszę cię, to jest idiota i psychopata - prycha.

- Psychopata?! - przysięgam, że w tym momencie się przeraziłam.

- Kate, już bez przesady - Violet prostuje sytuacje. - Styles jest specyficzny. I głupi. Zmarnował sobie życie tym wszystkim. Był na roku z moim bratem, dobrze się uczył.

- Nie nazywaj go głupim, może nie bez powodu popadł w nałóg - Suzie go broni.

- Może miał powód, może nie miał - brunetka za kierownicą mówi, patrząc w lusterko. - Teraz jest nikim.

- Nie jest nikim! - kolejny wybuch ze strony rudzielca.

- To, że wszyscy go znają jako Harry'ego Styles'a, nie czyni go kimś - Kate oburza się.

Marszczę brwi i poprawiam moją sukienkę. Dowiaduje się, że owy Harry Styles, który jest moim sąsiadem, bierze również udział w nielegalnych walkach bokserskich. Tyle pytań cisnęło mi się na język, ale żadnego nie umiałam odpowiednio sformułować. Byłam zbyt roztrzęsiona faktem, że mieszkam pod jednym dachem z taką osobą.

- Więc wiesz, jak mu podpadniesz, to już nie będziesz miała takiej ślicznej twarzy - Violet śmieje się, a dziewczyny do niej dołączają. Mi osobiście nie jest do śmiechu.

- Damski bokser? - krzywię się.

- Nie wiadomo, to ćpun - Kate parkuje na ulicy przed klubem.

Widzę bardzo dużo znajomych twarzy z uczelni. Głównie starsze osoby.

Wchodząc do środka pokazuję bramkarzowi dowód osobisty, a ten mnie wpuszcza. Obracam się do tyłu i czekam na dziewczyny, które chwile później są już obok mnie. Głośna muzyka dudni w moich uszach i mam już dosyć. Przepycham się przez tańczących, przepoconych i pijanych ludzi aby dojść do baru, gdzie będę mogła usiąść i odpocząć.

Siadam na wysokim stołku i wyciągam telefon z mojej małej torebki. Jest po dwudziestej drugiej, a ja jeszcze nie odczuwam większego zmęczenia. Violet dosiada się obok mnie i śmieje się z tańczącej Kate i Suzie.

Przystojny barman podchodzi do nas i propnuje drinka na jego koszt. Ja odmawiam, za to Violet bierze za mnie.

- Nie rozumiem, dlaczego nie pijesz - mówi ze skwaszoną miną.

- Nie ma ochoty - odpowiadam szczerze. Gdybym jej zaczęła opowiadać o wszystkich skutkach alkoholu, jak niszczy wątrobę oraz nasz mózg, nie wspominając o wszystkim innych, wzięłaby mnie za dziwadło.

- Żałuj - blondynka bierze łyk, delektując się smakiem Martini.

Postanawiam skorzystać z okazji i spytać się jej, co Niall ma wspólnego z moim sąsiadem. Oczywiście, poza tym, że zna go ze studiów.

- Sama nie wiem - wzrusza ramionami. - Jak go ostatnio spytałam, dlaczego ciągle się z nimi spotyka, nawrzeszczał na mnie - zaśmiała się.

- Dziwne - mówię. - A ta koperta?

- Wolę już się o nic nie pytać i nic nie wiedzieć.

- Słusznie - słyszę głos za moimi plecami, a Violet prawie wypluwa spowrotem swój napój do kieliszka.

Odwracam się gwałtownie i patrzę w rozpalone, zielone oczy. Spoglądam szybko na blondynkę, która wyciera swoją brodę od spływającego alkoholu. Mogę śmiało powiedzieć, że jej całe ciało właśnie krzyczy "kurwa".

- Zaraz wracam - blondynka szybko wstaje i odchodzi w nieznanym mi kierunku. Mam ochotę ją zabić za to, że zostawia mnie samą w takiej sytuacji.

Moje serce wali jak szalone, nie wiem czego się spodziewac po tym człowieku.

Postanawiam się nie odzywać i czekać, aż on zrobi pierwszy krok.

- Czy ty mnie, kurwa, śledzisz? - szatyn zajmuje miejsce Violet. Jego głos jest przesiąknięty złością.

- Nie mam co robić ze swoim życiem - prycham. Zazwyczaj nie jestem taka bezczelna, ale na sam widok tego faceta nóż mi się w kieszeni otwiera. Najśmieszniejsze jest to, że ledwo go znam.

Słyszę gardłowy śmiech obok mnie.

- Radzę ci nie wtrącać się w nie swoje sprawy - łapie mnie za nadgarstek. Mocno. - I nie słuchać tego, co ludzie mówią.

Unoszę brwi i próbuję wyrwać swoją rękę z jego uścisku, który tylko się zacieśnia. Mężczyzna ani na sekundę nie spuszcza ze mnie swoich szmaragdowych tęczówek. Próbuję jakoś wyjść z tej sytuacji, wołając barmana. Chłopak widząc to, puszcza mój nadgarstek i zamawia dwa drinki, jednego z nich podaje mi.

- Jeśli teraz mieszkasz obok mnie - szatyn zaczyna. - I wiesz zbyt dużo, powinienem cię poznać.

Wiem zbyt dużo? Wydaje mi się, że kompletnie nic nie wiem, dlatego czuję się jak wyrzutek.

Waham się przez chwilę, zanim mówię Harry'emu swoje imię.

- Lilith - powtarza zaciągając się przed chwilą podpalonym papierosem. Obserwuję, jak jego usta owijają się wokół szluga.

Krzywię się. Nie wiem dlaczego zawsze przedstawiam się tym imieniem, jeśli sama go nie lubię. Zdecydowanie wolę, jak ludzie nazywają mnie zdrobnieniem - Lily.

- Ile masz lat?

- Dziewiętnaście - słowa same ze mnie wychodzą. - A ty?

- Koleżaneczki ci jeszcze nie powiedziały? - mówi wrednie. - Dwadzieścia trzy.

Biorę łyka drinka, który swoją drogą jest bardzo mocny. Nie wiem dlaczego się na niego skusiłam.

Rozglądam się po pomieszczeniu i nigdzie nie widzę Violet, Kate ani Suzie.

- Mój znajomy widział cię dzisiaj na uczelni - chłopak również napija się alkoholu.

Marszczę brwi na wspomnienie mulata.

- Niestety, też go widziałam - przewracam oczami, na co Styles kiwa głową.

Szatyn nie wydaje się być taki zły. Pomijając kilka dziwnych reakcji z jego strony, jest nawet znośny. Rozmawiając z nim zapominam o tym, co mówiły mi dziewczyny. Ćpun, psychol, idiota.

Kątem oka widzę zbliżającą się do nas tlenioną blondynkę. Idzie pewnym krokiem, a jej nogi są niebotycznie długie i chude. Wygląda jak wyjęta z okładki magazynu o modzie.

- Styles, masz przejebane u Thomasa - blondynka wdrapuje się na kolana mężczyzny, ignorując mnie.

Jakiego Thomasa? Próbuję zająć się swoim drinkiem, aby nie wyglądać jak idiotka. Dziewczyna siada na nim okrakiem, a ja próbuję się nie porzygać.

- Spierdalaj Aubrey - Harry warczy i zrzuca ją z siebie. - Wkurwiasz mnie - mówi szczerze, patrząc na jej twarz.

Jest bardzo... bezpośredni.

- Uraziłam pana? - dziewczyna śmieje się i chybocze na swoich szpilkach.

- Zabiję Thomasa, więc nie mam się czym martwić - rzuca luźno, zaciągając się.

Nie jestem wtajemniczona, więc nie chcę wyciągać pochopnych wniosków. Mam tylko nadzieję, że mój sąsiad nie usiłował kogoś serio zabić.

Wyciągam telefon z torebki i odblokowywuję go. Widzę wiadomość od Violet, którą wysłała mi dziesięć minut temu.

"LILY PRZEPRASZAM CIĘ, ALE SUZIE STRACIŁA PRZYTOMNOŚĆ I POJECHAŁYŚMY DO SZPITALA. TRZYMAJ SIĘ!"

Wszystko napisane z dużych liter. Wzdycham i kręcę głową. Byłam na przegranej pozycji. Bez znajomych, bez transportu do domu, bez pieniędzy. Nawet nie wiedziałam, gdzie się znajduje klub, w którym właśnie jestem.

Dziewczyna odeszła bez słowa od Harry'ego, a ten wpatruje się w mój telefon na blacie. Jego przekrwione oczy spotykają moje i widzę mały, chytry uśmieszek formujący się na jego twarzy.

- Ktoś tu ma problem - śmieje się szyderczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz